Mogę śmiało powiedzieć, że „Mały Książę” to jedna z najważniejszych książek w moim życiu.
Każde jej czytanie, od dzieciństwa do dorosłości jest inne, to za każdym razem inny Mały Książę, zawsze jednak chwyta za serce, wzrusza i zastanawia. „Małoksiążowe” pamiątki zbierałam dla siebie, a teraz cieszę się, że w końcu i Luna może doceniać ich urok. Wszystko za sprawą bajki, którą obejrzała w kinie i pokochała. Trochę niedobrze, że od strony „interpretacji”, a nie oryginału i teraz w pierwowzorze książkowym szuka dziewczynki, która była dla niej główną bohaterką. Mi nie spodobał się korpo-wątek, ale muszę przyznać, że realizacyjnie, w kwestii obrazu, wytwórnia sprostała zadaniu. Moimi ulubionym są sceny Małego Księcia z Różą.
Za sprawą niezrównanej ilustratorki Manueli Adreani doczekaliśmy się również nowej interpretacji książkowo-ilustracyjnej. Jak zwykle w jej przypadku nietuzinkowej i jak zwykle poetyckiej, malowniczej, melancholijnej, pobrzmiewającej nutą smutku i wrażliwości. Nie konkurują dla mnie z tymi oryginalnymi, które są absolutnie genialne, to po prostu inny świat, inna, osobista wizja, piękna wizja…
książka: Mały Książę, Wydawnictwo Olesiejuk / koszula: Lola y Lolo / koc: Numero 74